Rozmowa z Przemysławem Paprzyckim
Specification Key Account Managerem
W serii wywiadów z okazji 30-lecia Promat w Polsce rozmawiamy o:
Początkach pracy naszych doświadczonych pracowników w Promat;
Ewolucji rynku zabezpieczeń przeciwpożarowych na przestrzeni lat;
Aktualnych wyzwaniach stojących przed marką Promat.
Adam Maleńki: Witaj, Przemku. Czy mógłbyś naszym Czytelnikom opowiedzieć coś o sobie? Kim jesteś z zawodu, czym zajmowałeś się przed pracą w Promacie i jakie są Twoje obowiązki w naszej firmie?
Przemysław Paprzycki: Z wykształcenia jestem technologiem drewna. Ukończyłem kierunek technologia drewna na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu, a w Promacie pracuję już 19 lat. Wcześniej byłem zatrudniony w dwóch firmach. W jednej z nich zajmowałem się chemiczną ochroną drewna. Współpracowaliśmy z niemiecką firmą, produkującą farbę ogniochronną do stali. Wspólnie z kolegą jako pierwsi wprowadziliśmy na polski rynek farbę do zabezpieczeń konstrukcji stalowej w czasie 30 i 60 min. Przez następne lata zajmowałem się promocją cienkopowłokowej amerykańskiej farby do zabezpieczenia konstrukcji stalowej.
To były jedne z pierwszych farb ogniochronnych zabezpieczających konstrukcje stalowe do 60 min na polskim rynku. Wcześniej wykonawcy mieli do dyspozycji tylko polską farbę, która miała dużo mankamentów. Zabezpieczała ona konstrukcję stalową w czasie 30 min i miała gwarancję na 4 lata. Po tym czasie należało usunąć powłokę farby i nałożyć ponownie. Dlatego rzadko była używana.
Obecnie w Promacie zajmuję się, mówiąc ogólnie, bierną ochroną przeciwpożarową. Ściśle współpracuję z projektantami, rzeczoznawcami p-poż, wykonawcami w celu doboru właściwych rozwiązań służących bezpieczeństwu pożarowemu.
A.M.: O! Czyli przyszedłeś do Promatu już z pewnym doświadczeniem. Chciałem jeszcze wrócić do tej technologii drewna. Czy biorąc pod uwagę Twoje wykształcenie, zabezpieczenie drewna, konstrukcji drewnianych to jest Twój główny obszar zainteresowań, czy jednak bardziej temat farb i konstrukcji stalowych?
P.P.: Interesuje mnie temat farb ognioochronnych, ale stropy i zabezpieczenia drewna są moimi ulubionymi tematami. Jeśli te kwestie pojawiają się w mojej pracy, to bardzo lubię z nimi i nad nimi pracować.
A.M.: Wspomniałeś, że do naszej firmy dołączyłeś 19 lat temu. Jak to się stało? Wiedziałeś w ogóle, co to jest Promat?
P.P.: Wiedziałem, co to jest Promat i jaką markę prezentuje. Uczestniczyłem wcześniej w wielu konferencjach, na których spotykałem kolegów z Promatu, Zbyszka Męcika, Jarka Stachowiaka, Karola Watołę. Kiedy pracuje się w różnych firmach, zajmujących się zbieżnymi tematami, wtedy pojawia się możliwość współpracy. W wielu przypadkach wymienialiśmy się informacjami o prowadzonych inwestycjach. Ja miałem farbę, koledzy z Promatu mieli płyty. Tam, gdzie trzeba było zastosować farbę, wchodziłem ja, jeśli trzeba było zastosować płytę – przekazywałem kontakt kolegom z Promatu. Współpracując ze sobą, polubiliśmy się. Gdy na pewnym etapie mojej ścieżki zawodowej rozstałem się z firmą, w której pracowałem i poszukiwałem pracy, Zbyszek Męcik zaproponował mi pracę w Promacie, a ja propozycję przyjąłem. To była z pewnością słuszna decyzja.
Wiem z kuluarowych rozmów, że na którejś naradzie, zanim się pojawiłem w naszej firmie, padło pytanie, czy Przemo Paprzycki mógłby dołączyć do zespołu i chyba większość odpowiedziała, że tak. Tak się zaczęła moja kariera w Promacie.
A.M.: To bardzo fajnie, że wchodziłeś do grona osób, które kojarzyłeś z branży, a niektórzy z nich byli już twoimi kolegami. A wracając do tego, o czym wcześniej rozmawialiśmy. Jeśli dobrze zrozumiałem, gdy dołączałeś do Promatu, to w jego ofercie farb nie było. A Ty przyszedłeś już z jakąś wiedzą na temat farb, aplikacji i problemów z tym związanych i rozumiem, że niedługo później w naszej ofercie pojawiły się pierwsze farby?
P.P.: Po zatrudnieniu w firmie Promat przejąłem część rynku od Jarka – woj. łódzkie i część rynku od Karola – woj. świętokrzyskie. To był mój region działania w zakresie sprzedaży produktów oferowanych przez Promat. Dodatkowym moim zadaniem było rozpoznanie rynku pod kątem możliwości sprzedaży farby ognioochronnej do stali przez naszą firmę. Obecnie w ofercie mamy dwie farby. Nie są to wiodące produkty, ale stanowią uzupełnienie naszego asortymentu.
A.M.: A jak na podstawie swoich pierwszych doświadczeń w Promacie, jak i u wcześniejszych pracodawców oceniasz ówczesną świadomość ludzi z branży na temat ochrony przeciwpożarowej. Czy była duża w porównaniu do dzisiejszej? Pytam o to, ponieważ gdy rozmawiałem z Tomkiem, wspominał on, że gdy dołączył do Promatu, to wszyscy, także nasza konkurencja, dopiero rozwijali tę świadomość. A jak Ty to oceniasz? Jak to wtedy wyglądało?
P.P.: 20 lat temu było dokładnie tak, jak wspomniał Tomek. W tamtych latach wiedza w tym temacie nie była duża. Ja swoje pierwsze doświadczenia w zakresie zabezpieczeń ognioochronnych zdobywałem w latach 90., czyli mniej więcej wtedy, kiedy na rynku pojawił się Promat. Pamiętam, gdy na jednej z konferencji padło stwierdzenie świetnie obrazujące stan świadomości ludzi na temat zabezpieczeń ppoż. Na spotkaniu poświęconym połączeniom zabezpieczeń ogniochronnych i antykorozyjnych zapytaliśmy przedstawiciela jednej z firm zajmujących się zabezpieczeniami antykorozyjnymi o to, dlaczego tak dokładnie robią zabezpieczenia przed rdzą, a na te mające chronić konstrukcje stalowe przez ogniem zwracają już znacznie mniej uwagi. Wtedy padła odpowiedź, którą pamiętam do dziś: „Bo korozja jest zawsze, a pożar może będzie…”. Taka świadomość, niestety, utrzymywała się bardzo, bardzo długo. Zmiana tego stanu wymagała bardzo dużo pracy.
Opowiem jeszcze jedną anegdotę. Na jednej z konferencji, na której występował jeden z ważnych ludzi z Instytut Techniki Budowlanej, zapytaliśmy tę osobę „a co z farbą ogniochronną na konstrukcję stalową na godzinę?”. „Na godzinę na stal? Chyba po mojej śmierci” – usłyszeliśmy w odpowiedzi. A po 9 miesiącach mieliśmy już aprobatę techniczną. Ta historia świadczy o tym, że była mała świadomość również wśród ludzi, którzy wykonywali badania w tym zakresie. To było naprawdę trudne zadanie – przekonywanie projektantów i rzeczoznawców do projektowania zabezpieczeń konstrukcji stalowych.
A co napędzało rynek? Pożary… Pamiętam, pożar w Stoczni Gdańskiej, gdzie zapaliła się konstrukcja stalowa, która po 10 minutach się zawaliła. Z tego, co pamiętam, na całe szczęście nikt tam nie zginął, ale ten wypadek spowodował olbrzymi boom na farby ogniochronne na zabezpieczenie stali. Choć wcześniej wszyscy tłumaczyli, że przecież stal się nie pali…
A.M.: Zaciekawiłeś mnie, poruszając temat organizowanych przed laty konferencji branżowych. Teraz mamy ich bardzo dużo, pod patronatem różnych producentów, Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Pożarnictwa, na których pojawiają się przeróżne osoby: od odbierających po projektantów, strażaków, rzeczoznawców, producentów i innych. A jak to wyglądało 20 lat temu? Kogo można było wtedy spotkać na tych konferencjach?
P.P.: Wówczas na tych konferencjach najczęściej pojawiali się strażacy, często były to konferencje regionalne, organizowane przez Państwową Straż Pożarną. Na tych spotkaniach pojawiali się różni dostawcy specjalizujący się w branży zabezpieczeń ogniochronnych, rzeczoznawcy i projektanci. Nie przypominam sobie, żeby pojawiali się wykonawcy. Pracując w trzech firmach, zajmujących się zabezpieczeniem ognioochronnym, do wykonawców docierałem zawsze bezpośrednio, nie poznawaliśmy ich na konferencjach. Docieraliśmy do różnych firm w kraju, które zajmowały się zabezpieczeniami ogniochronnymi. Firmy te zajmowały się zarówno bierną jak i czynną ochroną przeciwpożarową. Po wielu latach okazało się, że część z nich wyspecjalizowała się w zakresie jednej z tych form zabezpieczeń ognioochronnych.
A.M.: Czy pracując w Promacie, zapamiętałeś jakiś obiekt, który wspominasz najlepiej? Na przykład ze względu na to, że sprzedałeś dużą ilość materiału lub rozwiązałeś jakiś problem, który wydawał się nie do rozwiązania bądź obiekt był na tyle nietypowy, że zapadł Ci w pamięć?
P.P.: Przez 19 lat pracy tych obiektów uzbierało się dużo, ale takich znaczących były trzy.
Pierwszy z nich to Centrum Kliniczno-Dydaktyczne w Łodzi. Do tego miasta przyjechałem, będąc nowym pracownikiem Promatu i CKD był pierwszym dużym obiektem, o którym usłyszałem. Mija 19 lat, a ja ciągle na CKD dostarczam materiał.
Drugim takim znaczącym obiektem jest dla mnie Dworzec Łódź Fabryczna, który zapamiętałem dzięki dobrej współpracy z rzeczoznawcami i bardzo dobrym wykonawcą. Myślę, że mogę wymienić jego nazwę – to nasz licencjonowany wykonawca. Jest to firma Magnor, z którą zrobiliśmy tam naprawdę dużo solidnej roboty przy zabezpieczeniu ścian. Bardzo dużo wentylacji, dużo obudów wentylatorów, komór. Jednym słowem – duży i ładny obiekt, dzisiaj jeszcze nie do końca wykorzystany komunikacyjnie, ale już niedługo będzie znaczącym miejscem przesiadkowym dla Polaków podróżujących po kraju. To fajnie umiejscowiona bryła w tak zwanym Nowym Centrum Łodzi. W tym obiekcie zrobiliśmy sporo zabezpieczeń: przepusty instalacyjne, wentylacja, oddymianie, ściany, przegrody – wszystko zostało zrobione w systemach Promat.
Trzecim znaczącym dla mnie obiektem, przy którym stosunkowo długo pracowałem z rzeczoznawcą i z Komendą Wojewódzką Państwowej Straży Pożarnej w Bydgoszczy, są Młyny Rothera. Czas realizacji tej inwestycji zbiegł się z momentem, w którym wprowadziliśmy do naszego asortymentu lakier do drewna. Przy dużym zaangażowaniu wielu osób udało się wykorzystać ten materiał w Młynach Rothera. Naszym lakierem zostało zabezpieczonych 18 tysięcy m² konstrukcji drewnianych. Obiekt działa. Można obejrzeć pięknie zachowaną konstrukcję drewnianą o bardzo dużych przekrojach.
Podsumowując, można powiedzieć, że wprowadzając na rynek nowy produkt, weszliśmy z nim od razu na bardzo znaczący, duży i reprezentacyjny obiekt.
A.M.: To faktycznie imponujące obiekty, gratuluję. Chciałem Cię jeszcze zapytać, czy wieloletnia obecność marki Promat na rynku i jej rozpoznawalność ułatwia sprzedaż materiałów, czy wręcz przeciwnie?
P.P.: Nazwa marki Promat zdecydowanie pomaga, dzięki niej jesteśmy dobrze rozpoznawalni. Ale nie można zapomnieć, że wpływ na to mają ludzie działający w terenie. To my wchodzimy na rynek z imieniem, nazwiskiem i szyldem Promat „na czole”. Przez kilkanaście lat pracy wspólnie z kolegami w innych regionach współtworzyliśmy dobre imię firmy i wzmocniliśmy markę Promat. Inwestorzy, rzeczoznawcy, projektanci i wykonawcy wiedzą, że jest to marka ludzi dobrze zakotwiczonych w rynku zabezpieczeń biernych ogniochronnych.
Oczywiście, dzisiaj na rynku pojawiły się firmy konkurencyjne, ale Promat, dzięki temu, że przez 30 lat tworzył dobre fundamenty, nadal jest wiodącą marką w biernej ochronie przeciwpożarowej.
A.M.: Zgadzam się z tobą jak najbardziej. Nasuwa mi się taki wniosek, że marka, którą wypracowaliśmy przez te lata, niesie ze sobą dużą odpowiedzialność. Pracując tyle lat, staliśmy się odpowiedzialni za to, co mówimy i robimy pod marką Promat. Dzięki wspólnym wysiłkom zbudowaliśmy zaufanie do naszej firmy i musimy je utrzymać na odpowiednim poziomie, podobnie jak poziom wiedzy i zaangażowania. Czy zgodzisz się z tą opinią?
P.P.: Tak, jak najbardziej. Ogrom odpowiedzialności i dużo pracy, aby nie zawieść zaufania naszych klientów.
A.M.: Nawiązując do tematu potencjalnych problemów. Czy przez te 19 lat pracy w Promacie odczułeś, że któryś rok był trudny dla firmy czy osobiście dla Ciebie?
P.P.: Ostatnie lata były takim trudnym okresem zarówno dla mnie, jak i dla innych. Chodzi mi o czas pandemii, gdy z powodu Covidu wszyscy zostaliśmy zamknięci w czterech ścianach. Pojawiła się nauka zdalna, jak i praca on-line, aczkolwiek ona wg mnie, wypadła całkiem nieźle.
A.M.: Pokazała nowe możliwości.
P.P.: Tak, pokazała nowe możliwości. Jednak ja jestem zdecydowanym zwolennikiem komunikacji „face to face”, więc te kontakty on-line były dla mnie trudne. Ja lubię wyjść z domu, lubię pojechać do klienta, porozmawiać osobiście, bo wtedy wydaje mi się, że więcej mogę zrobić. Trzeba było jednak przystosować się do tej rzeczywistości.
A.M.: A gdybym Cię poprosił, żebyś opisał Promat jednym słowem, czy znajdziesz takie, które najlepiej pasowałoby do naszej firmy?
P.P.: Powiem kilka słów. Pierwsze słowo to „marka”, drugie – „przyjaciele”.
A.M.: Myślę, że każdemu z pracowników Promatu po przeczytaniu tego wywiadu będzie miło, że masz takie zdanie.
P.P.: Po prostu pracuję z fajnymi ludźmi i uważam ich za moich przyjaciół.
A.M.: Myślę, że bardzo ważne jest to, co powiedziałeś. Że liczy się nie tylko to, jaka pensja co miesiąc wpływa na rachunek bankowy i jakie mamy narzędzia pracy, ale też to, z kim pracujemy, bo wtedy ten czas inaczej nam mija i z chęcią idziemy do pracy. I ostatnie pytanie, a raczej prośba. Czego byś życzył Promatowi na kolejne 30 lat?
P.P.: Trudne pytanie, chyba najtrudniejsze… Czego można życzyć? Nie chciałbym powiedzieć: szczęścia i pomyślności, bo to byłoby najprostsze. Życzę Promatowi tak wspaniałych ludzi, jacy obecnie tworzą tę firmę. Żeby przez 30 następnych lat tworzyli ją ludzie z charakterem i z pasją. Jeżeli Promat będą tworzyli ludzie z pomysłami i inicjatywą, to nasza firma zawsze będzie świetną marką.
A.M.: W imieniu Promatu dziękuję Ci za te życzenia oraz za wywiad. Bardzo się cieszę, że chciałeś się z nami podzielić historią swojej pracy.
P.P.: Dziękuję.
Pomoc techniczna Promat
Jeśli masz pytania dotyczące biernej ochrony przeciwpożarowej, naszych produktów czy ich zastosowania, skontaktuj się z naszym zespołem!
Dokumentacja techniczna
Aprobaty techniczne, broszury produktowe, certyfikaty zgodności, deklaracje właściwości użytkowych czy katalog techniczny - wszystkie niezbędne do realizacji projektów dokumenty w jednym miejscu.